Uwielbiamy serię „Esquire in my Place”! Dla tych, którzy jednak nie wiedzą o co chodzi, już tłumaczę. Jest to cykl sesji wykonywanych w domach różnych celebrytek. Nie oznacza to jednak, że zdjęcia są nudne, a kobiety wyglądają na nich nieatrakcyjnie. Nie ma tu brzydkich szlafroków czy papuci w kształcie misia. Zamiast tego mamy seksowne ciała ubrane często jedynie w bieliznę.
Tym razem w sesji „Esquire in my Place” wystąpiła Stephanie Smith. Wokalistka zajmuje się głównie muzyką szerzącą chrześcijanizm, ale na całe szczęście nie jest fanatyczką. Dzięki temu widzimy jej ciemniejszą stronę, która kusi i sprawia, że marzymy o grzeszeniu z nią.